Wracałam ulicą, na której mieszkam (Betoven Street). Było ciemno i cicho. W domach paliły się światła, na Betoven Street było może z 5-6 lamp.
Przeszłam koło domu Harriet. Tam paliło się tylko jedno światło. W jej pokoju. Najwyraźniej jej rodziców nie było. Patrzyłam w stronę okna. Po drodze przejechał samochód i na moment oświetlił dom Harriet. Chwilę potem zniknął za zakrętem. Znów nastała cisza. Było słychać tylko szum wiatr i gałęzie, które ocierały się o szybu w oknach. Stałam pod domem Harriet. Nagle usłyszałam ciche szlochanie. "Harriet płacze?"- pomyślałam. Może to z powodu Chloé, lub Justina? Pójść do niej? Powiedzieć, żeby się uspokoiła?, że wszystko będzie dobrze? Że nie ma co płakać, każdy popełnia błędy? Że to nie my układamy swój los? Że każda minuta, może być ostatnia? Wahałam się, nigdy z Harriet nie utrzymywałam kontaktu. Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-20:42- Powiedziałam kierując się w stronę drzwi do domu Harriert. Stałam pod nimi. Znowu się zawahałam.
-Zapukać, czy zadzwonić?
Jak zapukam może nie słyszeć, a jak zadzwonię może słyszeć za bardzo.
-Roksana ogarnij się.- Pomyślałam, trzęsąc głową w lewo i prawo.- Nie zaśmiecaj sobie głowy, takimi bezużytecznymi myślami.- Wyciągnęłam rękę i wcisnęłam dzwonek. Słychać było, długi, wolny dźwięk, trochę świąteczny.
Szlochanie z pokoju Harriet ucichło. Zamiast tego nastał dźwięk tupania o drewniane schody. Światło w przedpokoju zapaliło się. na kilka sekund zrobiło się cicho, a potem ciemne drzwi otworzyły się.
-Roksana co tu robisz?- Harriet przetarła oczy, w reku trzymała chusteczkę.
-Em.. słyszałam jak płaczesz i chciałam cię pocieszyć.- Harriet wbiła wzrok w podłogę.- Na kafelki spadła łza.
-Nikt i nic mnie już nie pocieszy.-Rzuciła wzrokiem w stronę domu Justina, pod którym stał wóz policyjny.
-Myślałam, że płaczesz z powodu Chloé.- Spuściłam torbę, którą miałam na ramieniu na przedramię.
Błękitne oczy Harriet spojrzały na mnie.
-Właściwie też z powodu Chloé, ale z Justinem byłam bardziej zżyta.
-Przykro mi.- Położyłam rękę na jej ramieniu.
-Wejdź.- Odsunęła się na bok, wycierając oczy w chusteczkę.
Harriet była ubrana w elastyczne ciemne dżinsy- rurki. Czarną koszulkę z napisem Do You Still Love Me?, oraz stopki w biało różowe paski. Ma śliczne, długie, puszyste, leciutko kręcone, ciemnobrązowe włosy z długą grzywką. Patrząc z jakiejś strony, jest dość ładna. Błękitne oczy, otoczone krótkimi rzęsami. Cienkie brwi podkreślały jej duże tęczówki. Miała gładką cerę i różowe, małe usta.
***
Weszłam do pokoju Harriet. Na jej łóżku stało pudełko chusteczek i jeszcze 2 inne opakowania. Obok łóżka stał kosz na śmieci, przepełniony zużytymi chusteczkami.
Na oknie Harriet było zdjęcie Justina z nią, obok zdjęcia stał aniołek z siana, który składał ręce. Jego skrzydła to były dwie siateczki ułożone w znak nieskończoności i połączone w duże skrzydła. Dolna część skrzydeł odkleiła się. Ledwo się trzymały. Harr podążyła za moim wzrokiem.
-Postawiłam tego anioła, kiedy się dowiedziała, że Justin nie żyję. Znalazłam go kiedyś. Troszkę się rozpada.- Zaśmiała się nerwowo, pociągając nosem. Podeszła do parapetu i poprawiła skrzydła anioła.
-Co się łączyło z Jusem?
-Ech... byliśmy parą, ale się ukrywaliśmy. - Literkę y w słowie ukrywaliśmy trochę przedłużyła.
-Co? Czemu?- Byłam zdziwiona
Nie chcieliśmy tego nikomu mówić, ale planowaliśmy, że niedługo się ujawnimy. Jednak...-Przerwała.- Nie zdążyliśmy.- Z oczu Harr popłynął strumień łez.
-Ojej przykro mi.- Spochmurniałam .- Ale na każdego przyjdzie czas. tak został ułożony jego los.
-Wiem. -Powiedziała półgłosem.
Chciałam ją przytulić, ale ona pierwsza rzuciła mi się na szyję.
-Dziękuję, że przyszłaś.-Wyszeptała.
-Nie chcę cie martwić, ale muszę się już zbierać, bo mój pies... jest sam w domu i wiesz...
-Zostań jeszcze.- Mówiła błagalnym głosem.
-Jak będziesz potrzebowała pocieszenia lub rady. Napisz do mnie. Postaram się do ciebie przyjść i ci pomóc. Ja też przeżyłam śmierć Justina.
-Mogę napisać w nocy?
-Możesz, puściłam jej oczko.
***
-Nie płacz już, ok?- Mówiłam wychodząc z domu Harriet, machając jej.
Kierowałam się w stronę domu. Pod domem Justina, a właściwie już rodziców Justina, stał wciąż radiowóz. Rozglądałam się dookoła, wszędzie były już zgaszone światła. gdzieniegdzie paliły się tylko lampki.
Wyciągnęłam telefon z wielkiej torby. Było dopiero po 21.00, a praktycznie wszędzie były zgaszone światła.
-"co się dzieję?"- Pomyślałam.- O tej godzinie NIGDY tak nie było: cicho i ciemno. Słyszałam tylko jak moje czarno - miętowe vansy stukają o chodnik. Moje buty nigdy nie były do tej pory tak interesujące.
Od mojego domu dzieliło mnie parę metrów. na posiadłości Vigier'ów, nie było już karetek, stały 2 wozy policyjne, a wokół kręcili się policjanci. nie zwracałam na nich uwagi.
Szukałam kluczy od domu w torebce. W końcu je wyciągnęłam. na kółeczku były klucze od domu, piwnicy, domku letniskowego, który tata wynajął i często jeździmy tam w weekendy i wakacje, oraz klucze do garażu od wewnętrznej strony.
Złapałam odpowiedni klucz i przekręciłam go w zamku. Byłam przygotowana na szczekanie Dota, jednak go nie usłyszałam. Weszłam do domu. Było cholernie ciemno. Zapaliłam światło w salonie. Dot spał. Na fotelu, dlatego nie szczekał. Ściągnęłam buty i na palcach podeszłam do okna, żeby je otworzyć. Jednak kiedy przeszłam obok fotela. Dot natychmiast się obudził i zaczął biegać i szczekać.
-Dot, cicho cii...- Uciszałam go, ale Dot nie słuchał.
Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem. Pies jak na alarm usiadł i się uspokoił
Usiadłam na fotelu na chwilę, ale potem wstałam kierując się w stronę kuchni. Byłam mega głodna. Dot ruszył za mną. On najwyraźniej też był głodny.
Cieszyłam się, że ten dzień się wreszcie kończy, za dużo już się dzisiaj stało...
---
Liczę na komy, ale tak serio :3333
Jak ktoś ma jakieś pytania odnośnie rozdziału, czy czegoś innego to na asku http://ask.fm/bindikou
#promo
Super rozdział : D Ciekawe co będzie dalej : D Życzę weny Agatko : D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny. ; **/ M. < 3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny nie mogę się doczekać kiedy będzie :**************************************** zaje***bisty
OdpowiedzUsuń